KRS 0000 407 662

ZBIERAMY DLA WERONIKI

74 1750 0012 0000 0000 3859 4974

Weronika

WERONIKA CYGAN
NR PODOPIECZNEGO 1119

 

WPŁACAM

 

Przeczytajcie opowieść o Weronice, opowiedzianą przez jej mamę:

„Gdy byłam w ciąży, dowiedzieliśmy się o wadzie córeczki. Byliśmy przerażeni, jednak razem. Mogliśmy się wspierać, pocieszać… Potem mój mąż zginął. Nie zdążył poznać i przytulić córeczki… Odszedł, ale zostawił mi anioła, moją Weronisię. To dla niej muszę żyć dalej, dla niej muszę być silna. Dzisiaj sama walczę o jej sprawność, dlatego proszę Cię – pomóż mi uratować jej rączkę. Teraz to właśnie szczęście córeczki jest celem mojego życia…

Byliśmy tacy szczęśliwi… Od 3 lat staraliśmy się o dziecko i w końcu się udało! Pierwsze tygodnie były niczym niezmąconą radością. Potem, w 13 tygodniu ciąży, zdecydowaliśmy się na badania prenatalne. Chcieliśmy poznać płeć dziecka. Dziewczynka! Lekarz od razu zauważył. Potem badał dokładnie, ale już w ciszy. Dopiero na koniec badania powiedział, że z rączką jest coś nie tak i że najprawdopodobniej będzie skrócona, bez paluszków… Kolejny miesiąc był jak wyjęty z życiorysu. Nieustannie płakałam… Znaleźliśmy jednak w internecie forum rodziców dzieci z podobnymi wadami. To oni dali nam nadzieję! Pozbieraliśmy się i zapadła decyzja, że to nie koniec świata, jakoś damy radę, będziemy robić wszystko, by tą rączkę zoperować i dać Weronice szansę na sprawność. Weronika… Zdążyliśmy jeszcze wspólnie wybrać córce imię…

Znowu wróciła radość i nadzieja, znów byliśmy szczęśliwi! I wtedy stała się tragedia… Radek zdążył jeszcze wszystko w domu porobić: zrobił remont, pomalował pokój dla córeczki, złożył łóżeczko. Nie mogliśmy się jej doczekać! Pewnego weekendu zaplanowaliśmy spotkania ze znajomymi: ja spędzałam wieczór z dawno niewidzianymi koleżankami, a mąż pojechał na ryby z kolegą. Wiedział, że to ostatni raz, gdzie może wyjechać, bo poród zbliżał się wielkimi krokami! Ostatni raz rozmawialiśmy przez telefon ok. 22:00. Powiedział: “Madziu, więcej żadnej nocy osobno, obiecaj! Jak pojedziemy następnym razem a ryby, to już we trójkę!”. To było ostatnie “kocham”, ostatnie “tęsknię”. Więcej nie usłyszałam męża…

Potem już się nie odezwał. Sądziłam, że rozładował mu się telefon, jednak gdy na drugi dzień nie wrócił i nie dał żadnego znaku, pojechałam go szukać, nad tamto jezioro. Wiedziała, gdzie się rozbili, ale nikt, żaden wędkarz nie chciał mi pomóc. Płakałam, błagałam, dostałam w odpowiedzi obojętność. Dopiero pani w sklepie zlitowała się nade mną. Zawołała męża strażaka, to od nich zaczęła się cała akcja poszukiwawcza. Był listopad, zimno, kolejnego dnia policja miała strajk. 11 listopada w jeziorze zostało znalezione ciało kolegi mojego męża. Ja jednak nie traciłam nadziei, że Radek żyje. Może gdzieś pobiegł, może się uderzył i stracił pamięć? – myślałam, a raczej przekonywałam siebie. Co rano jeździłam nad to jezioro, szukać męża. Tak bardzo się bałam, o niego, o naszą Weroniczkę. To był już 8 miesiąc ciąży…

Radka znaleźli 12 listopada, kilkadziesiąt metrów od miejsca, gdzie obozowali. Potem prokurator powiedział, że prawdopodobnie mąż rzucił się do wody z brzegu, gdy zobaczył, że kolega wypadł z łódki i zaczął tonąć. Obaj z wody już nie wyszli.

Potem nastąpiły najczarniejsze dni mojego życia. Załamałam się, miałam straszną depresję. Nie wiedziałam, co dalej, jak ma wyglądać teraz moje życie bez Radka? Gdy urodziła się Weronisia, nie było lepiej. Bałam się o nią, bałam się popełnić jakikolwiek błąd. Wiedziałam, że ją stracę… Zawsze mogłam liczyć na moich rodziców, ale pomoc przyszła też ze stron osób, od których bym się tego nie spodziewała! Natomiast zawiedli ci, którzy wydawali się bliscy… To prawda, że przyjaciół poznaje się w biedzie…

Gdy Weronika miała 2 tygodnie, trafiłyśmy do szpitala z rotawirusem. Położono mnie na sali z dziewczyną, która również miała córeczkę. Tata nosił ją, przytulał, mówił: “moja księżniczka”. Płakałam w poduszkę. Ja byłam sama, Weronika nie zdążyła poznać nawet taty, Radek nie zdążył jej przytulić, nazwać księżniczką… To było tragiczne przeżycie, ale też przełomowe. Upadłam na emocjonalne dno, odbiłam się. Wiedziałam, że muszę wziąć się w garść, bo żyję teraz dla niej. Dla mojego Anioła, którego zostawił mi Radek. 

Przyszła wiosna, Weronika zaczęła się uśmiechać, coraz więcej rozumieć. To dało mi siłę. Zaczęłyśmy walczyć – o siebie, ale przede wszystkim o jej sprawność. Weronika urodziła się ze zniekształconą dłonią, bez paluszków. Prawdopodobnie był to skutek zapalenia ucha, które przeszłam w pierwszych tygodniach ciąży. W końcu trafiłyśmy na wizytę do doktora Paleya. On, jako jedyny, dał nam nadzieję, że rączka córeczki będzie sprawna! Na tę długą i trudną drogę do operacji zdecydowałam się jednak dopiero, gdy doktor pokazał mi filmiki dzieci, które są już po podobnych operacjach. To niesamowite, ale ich rączki są sprawne! Mają zdolność chwytu, wykonują mnóstwo czynności, których jedną ręką nie da się zrobić. Właśnie wtedy postanowiłam, że chcę tego samego dla mojego dziecka. Radek też by tego chciał…

Bardzo Was proszę o pomoc. Weronice wystarczy tylko jedna operacja, by jej niewykształcona rączka była sprawna! Niestety, ta operacja – choć odbędzie się w European Paley Institute w Polsce – kosztuje fortunę… Jesteśmy teraz z Weroniką same, ubezpieczyciel odmówił wypłaty środków za śmierć mojego męża, bo według dochodzenia utonął z własnej winy. Nie dam rady pomóc córeczce, nie sama…”

Magda, mama Weroniki

1 grudnia 2019  o godz. 16.00 zagramy w Miejskim Domu Kultury Radomsku Koncert Charytatywny Fundacji Promień Radości, w czasie którego zostanie przeprowadzona zbiórka charytatywna w całości przeznaczona na pokrycie kosztów operacji ręki małej Weroniki. Szczegóły wydarzenia można śledzić na naszym fanpage’u //www.facebook.com/events/2226138127684436/

 

 

 

Scroll Up